21 lipca 2012
Zbigniew Libera: artyści nie są w stanie zbawić kina
Kino posługuje się odrębnym językiem i właściwie nie daje szans na to, aby związek artysty z kinem zadziałał automatycznie. Myślę, że „świeże powietrze” do kina mogą wpuszczać ludzie z wykształceniem filmowym, a nie ci znający się na sztuce – mówi Zbigniew Libera, artysta, juror w tegorocznym Międzynarodowym Konkursie Filmów o Sztuce
Marcin Mońka: Często można spotkać Pana w kinie?
Zbigniew Libera: – Ostatnio w ogóle nie. Kino było kiedyś zdecydowanie ciekawsze niż współcześnie. I dlatego dwadzieścia lat temu byłem w nim częstym gościem. Obecnie rzadkością są filmy, które wydają mi się ciekawe, poruszające, mówią do mnie.
– Czego poszukuje Pan w filmach?
– Dzieła sztuki. Oczekuję tego, co mogą mi zaproponować inne dziedziny sztuki. Pamiętam, że już za mojego życia kino było dziełem sztuki, tworzonym choćby przez takich reżyserów jak Jean-Luc Godard. I z tej perspektywy wyraziście dostrzegam nieciekawość dzisiejszego kina. Zdarzają się filmy, które sztuką bywają, jednak 99,9 procent wszystkich produkcji jest tej wartości pozbawionych. Co więcej, nie ma nawet takich ambicji.
– Kino jednak otwiera się na inne dziedziny artystyczne, swoje filmy zrealizowali Sasnalowie czy Uklański – to dobra droga, aby do kina wpuścić nieco „świeżego powietrza”?
– Nie sądzę, ponieważ kino jest inną dziedziną niż sztuki wizualne. To zupełnie inne dyscypliny, i raczej nie widzę możliwości, aby artyści byli w stanie „zbawić” kino, wprowadzając do niego swoje elementy bezpośrednio związane ze sztuką, a których zwykle w kinie nie ma. Film posługuje się odrębnym językiem i właściwie nie daje szans na to, aby taki „związek” artysty z kinem zadziałał automatycznie. Myślę, że „świeże powietrze” do kina mogą wpuszczać ludzie z wykształceniem filmowym, a nie ci znający się na sztuce. Pod warunkiem jednak, że będą swoje filmy realizować w sposób, w jaki powstaje dzieło sztuki. W przeciwieństwie niestety do stale obecnego w środowisku filmowym produkowania towaru, a nie dzieł sztuki.
– Jednak przymierza się Pan do filmu – „Popołudnia w barze Ozon”.
– Treatment do tego filmu rzeczywiście powstał i wygrał nawet konkurs. Jednak to jeszcze nie scenariusz. Jego tytuł nawiązuje do powstałego w 1967 roku czechosłowackiego filmu „Koniec sierpnia w hotelu Ozon”, też będzie się poruszać w przestrzeniach science fiction. Obecnie próbuję pracować nad scenariuszem do tej fabuły, jak dotąd pomagało mi kilka osób. Trudno jednak określić, kiedy mój film w ogóle powstanie.
– W tym roku zasiądzie Pan w gronie jurorów konkursu filmów o sztuce. To była trudna decyzja, aby oceniać pracę innych twórców?
– Już sama propozycja była dla mnie zaskakująca. Zastanawiałem się, dlaczego właśnie ja? Nie uważam się za znawcę kina i zarazem osobę, która mogłaby oceniać pracę innych. Zasiadam jednak w jury konkursu filmów o sztuce i to zapewne usprawiedliwia moją tam obecność.
Rozmawiał Marcin Mońka