poprzedni | lista | następny |
Niech muzyka przestanie grać (autorka: Anna Jochymek)Niech muzyka przestanie grać (autorka: Anna Jochymek)
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 6
23 lipca 2012
Najciekawsze rzeczy dzieją się bez słów
O ciszy między bohaterami i sile dźwięku oraz o najnowszej produkcji mówi Urszula Antoniak – tegoroczna jurorka Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty Natalia Kaniak: Czy z perspektywy czasu edukację w kraju i wyjazd za granicę uznałaby Pani za dobry wybór? Urszula Antoniak: Powiedzieć, że emigracja pomaga artyście, to trochę za dużo, ale z pewnością konfrontuje. Człowiek musi się samookreślić. Zostaje całkiem sam, bez rodziny, kultury, przyjaciół i całego kontekstu, który miał w kraju. To skłania do kreatywności i kontaktu z samym sobą. Zastanawiałam się, jakie filmy robiłabym, gdybym nie wyjechała. Czy w ogóle kręciłabym filmy? Emigracja kształtuje charakter, a bez silnego charakteru nie ma artysty. Inna kultura wpłynęła na kształt Pani filmów? – Kiedy człowiek wychodzi z kultury i środowiska, w którym się wychował, nie zdaje sobie sprawy, jak przyjazne było otoczenie, które opuścił. Jestem świadoma, że ani do niej nie przystaje, ani nie odstaje. Próbowałam się w nią wtopić do momentu, w którym zdałam sobie sprawę, że nie o to chodzi. Człowiek, który opuszcza swoją kulturę, do końca życia pozostaje imigrantem. Za granicą skończyłam szkołę, zrobiłam dwa filmy, mam przyjaciół, ale nie jestem w pełni zintegrowana. Nigdy nie będę jedną z nich. Nie martwi mnie to specjalnie, ale moment, w którym zleję się z innymi, jest jakąś iluzją. Pomówmy o ciszy. Ma Pani umiejętność budowania na jej podstawie atmosfery i historii. Czy cisza będzie w Pani kolejnych projektach? – Tak, uważam, że najciekawsze rzeczy w kinie dzieją się bez słów lub wtedy, kiedy nie mają one znaczenia. Pracuję teraz nad projektem o uwodzeniu. Bohaterkami są dwie dziewczyny. Jedna jest Holenderką, druga Marokanką. Tańczą wokół siebie w tańcu uwodzenia, przyjaźni, fascynacji, władzy i zaufania. Zdałam sobie sprawę, że już samo to napięcie jest o niebo bardziej dramatyczne niż rozmowa. Cisza jest dla mnie niezmiernie ważna, ale tylko cisza naładowana, pełna napięcia. Nie znoszę muzyki w filmie, która mówi mi, co mam czuć. Uważam to za przestarzały koncept. To takie jarmarczne. Bresson powiedział kiedyś, że jeśli tylko można, to lepiej przekazać coś dźwiękiem, a nie obrazem. Jeśli nie chcemy czegoś oglądać, wystarczy, że zamkniemy oczy. Zarówno Bresson, jak i Pani budujecie dystans między widzem i bohaterem. Skąd pomysł na takie sztuczne budowanie świata bohaterki „Code Blue”? – Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dystans w kinie jest dobry, czy zły. Sama uwielbiam zatapiać się w filmach. Ale są filmy, w których dystans do bohatera jest absolutnie konieczny. Rzeczywiście Marian w „Code Blue” porusza się w świecie różnym od naszego. Całe jej życie to praca, którą traktuje jako coś sakralnego. Żyje z opiekowania się ludźmi, którzy umierają. To nie jest nasze doświadczenie, a bohaterka nie jest taka jak my. Jej świat składa się albo z budowania kontroli, albo z totalnego jej porzucenia. To kobieta ogromnych przeciwności. Zbudowałam ją trochę jak Travisa Bickle’a z „Taksówkarza”. On też chciał zbawić cały świat, a skończył, mordując kilka osób w starej kamienicy. Rozmawiała Natalia Kaniak |
Moje NH
Strona archiwalna 12. edycji (2012 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl Nawigator
Lipiec 2012
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
|