lista | następny |
Leos Carax (autorka: Marta Strzoda)Leos Carax (autorka: Marta Strzoda)
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 8
26 lipca 2012
Jak święte maszyny
Tylko kiedy kręcę filmy, czuję, że oddycham – mówi Léos Carax, twórca filmu „Holy Motors” Iwona Sobczyk Léos Carax jest zupełnie niepodobny do swojego filmu. „Holy Motors” to wizja dynamiczna, kolorowa i rozbuchana. Jej twórca mówi cicho, wolno i najwyraźniej nie lubi być w centrum uwagi. Jest znany z tego, że rzadko spotyka się z dziennikarzami. We Wrocławiu zgodził się na to tylko pod warunkiem, że wszyscy zainteresowani spotkają się z nim przy okrągłym stole. Zastrzegł, że do zdjęć pozować nie ma zamiaru. A potem, bawiąc się niezapalonym papierosem, rozprawiał się po kolei z interpretacjami jego filmu proponowanymi przez dziennikarzy. Zapewniał między innymi, że „Holy Motors” nie jest żadnym hołdem złożonym historii kina. Dług spłacił mu dwoma pierwszymi filmami. – Kiedyś ciągle siedziałem w kinie. Po swoim drugim filmie właściwie przestałem do niego chodzić. Poczułem, że jeśli chcę dalej reżyserować, to muszę iść swoją drogą – mówił. – Teraz oglądam maksymalnie trzy, cztery filmy na rok. A co do interpretacji „Holy Motors”? Reżyser zaleca zbytnio nad nią nie główkować. – To prosty film. Pokazywałem go dzieciom i nie miały problemu z jego zrozumieniem. Facet wsiada do samochodu i jedzie do pracy. A potem do kolejnej. To naprawdę nie jest zbyt skomplikowane. Rozmowa z Léosem Caraxem Iwona Sobczyk: Jak to się stało, że w „Holy Motors” zagrały Kylie Minogue i Eva Mendes? Léos Carax: Nie potrzebowałem ich nazwisk, tylko dwóch różnych aktorek. O Kylie wiedziałem tylko, że istnieje, natomiast nie znałem jej piosenek. Mamy za to wspólnego znajomego. Zjedliśmy więc z Kylie lunch, opowiedziałem jej o pomyśle na „Holy Motors” i zgodziła się wziąć w tym udział. Jest w niej rodzaj czystości, która bardzo przysłużyła się filmowi. Rola, którą zagrała Eva Mendes, była oryginalnie napisana dla Kate Moss. Ona jednak nie mogła zagrać, bo brała ślub. Zaproponowałem więc rolę Evie. Nie chodziło o znane nazwiska. Tak niskobudżetowa produkcja jak „Holy Motors” ich nie potrzebuje. Honoraria obu aktorek były niemal zerowe. Od początku wiedziały, jakie role przyjdzie im grać? Eva Mendes była świadoma, że obdartus poliże ją w pachę zakrwawionym językiem? – Kylie wiedziała, że będzie miała zaśpiewać piosenkę i że jej główna scena będzie się rozgrywała w odrealnionej przestrzeni opuszczonego domu towarowego. Eva nie wiedziała nic. Niezwykłą rolę gra Denis Lavant – aktor, z którym pracuje Pan od debiutu. Co jest w nim takiego, że nie chce Pan nikogo innego? – Z Denisem spotkaliśmy się po raz pierwszy, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nawet nie zjedliśmy razem kolacji. Czuję jednak, że to człowiek, dzięki któremu sięgnę najdalej. Mogę go poprosić o wszystko. Dzisiaj to przekonanie jest jeszcze bardziej uzasadnione niż kiedyś, bo Denis z roku na rok jest coraz lepszym aktorem. W „Holy Motors” niezwykłe są postacie, ale i przestrzeń. Wnętrze limuzyny, którą podróżuje główny bohater, wydaje się zbyt olbrzymie. – Jest za duże, bo je powiększyliśmy. Kupiliśmy limuzynę, przecięliśmy ją na pół i rozbudowaliśmy. Dlaczego duża część akcji rozgrywa się właśnie w limuzynie? – Film zaczął się od limuzyny. W Paryżu nikt takimi nie jeździ, ale widziałem je w USA i od razu wydały mi się interesujące. Ludzie na ulicy nie mają szansy zobaczyć, co dzieje się w środku, ale i tak nie mogą oderwać od nich wzroku. Są zbyt niezwykłe. Limuzyny z zewnątrz są piękne, ale wewnątrz wyglądają jak burdele. Nikt ich nie kupuje, wszyscy tylko wynajmują. To trochę jak z życiem mojego głównego bohatera, Oscara. Jeździ od jednego zlecenia do drugiego, jakby jakiś bóg wynajmował go do różnych ról. A Pan wierzy, że po świecie krążą takie „holy motors”, święte maszyny kierowane przez jakąś wyższą siłę? – Oczywiście, że tak. Holy motors to my, ludzie. Jesteśmy maszynami, którym czasem kończy się paliwo i które muszą walczyć o to, by działać nieprzerwanie. Życie, podobnie jak robienie filmów, to ciągła walka. Nie za bardzo chce Pan mówić o swoich filmach. Dlaczego? – W ogóle nie lubię mówić, a o kinie w szczególności. Nie potrzebuję tego, inni ludzie też nie. Konferencje prasowe, spotkania z publicznością – to wszystko wydaje mi się nierealne. I tak zazwyczaj nie znam odpowiedzi na pytania, które ludzie mi zadają. Więc po co? Czuje się Pan wolny, będąc artystą? – Tylko kiedy kręcę filmy. Tylko wtedy czuję, że oddycham. Rozmawiała Iwona Sobczyk |
Moje NH
Strona archiwalna 12. edycji (2012 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl Nawigator
Lipiec 2012
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
|