lista | następny |
Reżyser "Świętej rodziny" znów we Wrocławiu (fot. M. Strzoda)Reżyser "Świętej rodziny" znów we Wrocławiu (fot. M. Strzoda)
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 4
22 lipca 2012
Życie po apokalipsie
– Żaden z nas nigdy nie osiągnie swojego Kanaan, ale nie powinniśmy ustawać w naszych dążeniach – mówi Sebastián Lelio, reżyser filmu „Rok tygrysa”, filmu otwarcia festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty Iwona Sobczyk, Paweł Świerczek: Twoja „Święta rodzina” wygrała festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty kilka lat temu. Teraz wracasz z „Rokiem tygrysa”. Masz tremę? Sebastián Lelio: – Nagroda dla „Świętej rodziny” była dla mnie zaszczytem i wielkim wyróżnieniem. To był mój pierwszy film, czułem się szczęśliwy. Potem, w 2009 roku, byłem członkiem jury i wtedy bardzo związałem się z festiwalem. Teraz wracam z „Rokiem tygrysa”. Byłem zaskoczony, że wybrano go jako jeden z filmów otwarcia. To wspaniałe uczucie wiedzieć, że festiwal śledzi to, co robisz. Od debiutu minęło parę lat. Jesteś innym człowiekiem? Zmieniłeś nazwisko z Campos na Lelio. – Mam nadzieję, że zmieniłem się na lepsze. Odnalazłem mojego prawdziwego ojca, więc z powrotem przyjąłem jego nazwisko, które nosiłem do dziesiątego roku życia. Wiele rzeczy wydarzyło się w moim życiu w ciągu ostatnich lat. Kiedyś będę musiał zrobić o tym film. W „Roku tygrysa” odnosisz się do prawdziwych wydarzeń – trzęsienia ziemi i tsunami, które nawiedziło Chile w 2010 roku. Ruiny, które oglądamy w „Roku tygrysa”, są prawdziwe? – Całkowicie. Kręciliśmy film zaledwie osiem tygodni po katastrofie. W trakcie zdjęć widziałem łóżka, które zatrzymały się na drzewach. Byłeś w Chile w tym czasie? Doświadczyłeś trzęsienia? – Nie, przegapiłem je. I żałuję, bo to mocne doświadczenie. Jeśli je przeżyjesz, zapamiętujesz coś takiego na zawsze. Wszystko oglądałem w telewizji, a potem – miesiąc po wydarzeniu – pojechałem w dotknięte katastrofą rejony. Tam zaczęło się pisanie scenariusza i preprodukcja. Jak reagowali na Was ludzie? Wokół wszystko podnosiło się powoli z ruin, a Wy kręciliście film. – Nie było nieprzychylnych reakcji. Przypuszczam, że to kwestia małej ekipy i naszego nastawienia. Mieszkańcy rozumieli, że nie jesteśmy tam, żeby wykorzystywać sytuację i robić jakiś pornograficzny spektakl nieszczęścia. Myślę, że można to wyczuć. Ludzie, którzy kręcili się przy planie, byli uczynni. Dla wielu z nich było to wręcz terapeutyczne doświadczenie. Praca nad filmem pozwoliła im przepracować traumę. Główny bohater „Roku tygrysa” też musi poradzić sobie z traumą. Ucieka z więzienia. Odzyskuje wolność, czeka go jednak samotność i zagubienie. Czy to cena, którą trzeba zapłacić za bycie wolnym? – Ten bohater był dla mnie wyzwaniem. Doskonale rozumiem jego palącą potrzebę wolności, jestem taki sam. Zresztą nie tylko ja. Z lepszym czy gorszym skutkiem, wszyscy staramy się być wolni. To bardzo ludzkie. Nie wydaje mi się jednak, żeby ceną wolności była samotność w świecie pełnym chaosu. To tylko okoliczności, w których znalazł się bohater tej konkretnej historii. Film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach. Po trzęsieniu ziemi i tsunami w Chile z więzień uciekło około ośmiuset skazanych. Po kilku dniach pięciuset wróciło. Poruszyło mnie to. Podobnie było z tygrysem. Tsunami zniszczyło cyrk, potem zobaczyłem w telewizji tygrysa przechadzającego się po zgliszczach. To był fascynujący obraz. To smutna wizja. Twoje poprzednie filmy zawierały w sobie dozę humoru i ironii. Czy po apokalipsie, jaką było tsunami, nie ma już miejsca na śmiech? – Powinno być. To dobra krytyczna uwaga do „Roku tygrysa”. Może powinienem znaleźć ludzką stronę tej historii, jednak nie potrafiłem. Byliśmy w miejscach, gdzie kilka tygodni wcześniej umierali ludzie. To było trudne doświadczenie. Motywem, który stale wykorzystujesz w swoich filmach, jest rodzina. Bohater „Roku tygrysa” jest sam, ale o rodzinie wciąż myśli. – Rodzina to podstawa społeczeństwa. Badając ją, badasz najmniejszy element całego systemu. To sposób na mówienie o całości przez odkrywanie części. I temat, który bardzo mnie interesuje. Kręcę kolejny film – znów o rodzinie. Drugim powracającym kontekstem jest religia, też obecna w „Roku tygrysa”. – Człowieka definiuje rodzina oraz jego związki z transcendencją. Rodzina i religia to fascynujące obszary do odkrywania poprzez język filmu. W przypadku „Roku tygrysa” wątek religijny po prostu się pojawił. Miałem wrażenie, że robię swego rodzaju starotestamentową historię, prawie jak Księga Hioba. Kiedy jeździliśmy po południowym Chile, spotkaliśmy się z przekonaniami, że katastrofa jest karą za grzechy ludzkości, że na nią zasłużyliśmy. Wszystko to zaczęło nieuchronnie wpływać na film. W filmie kilkakrotnie wraca piosenka o Kanaan, ziemi obiecanej… – Kanaan to utopia. Jeśli rozumieć ją w kontekście religijnym, będzie oznaczała Boga. Dla ateistów Kanaan to odnaleziony sens życia, zrozumienie świata. Oczywiście, żaden z nas nigdy nie osiągnie swojego Kanaan, ale nie powinniśmy ustawać w naszych dążeniach. Głęboko wierzę, że wszyscy jesteśmy w podróży i choć potykamy się, gubimy ślad, to zmierzamy w tym samym kierunku. I wierzę, że w tej podróży potrzebny jest nam śmiech. – Żaden z nas nigdy nie osiągnie swojego Kanaan, ale nie powinniśmy ustawać w naszych dążeniach – mówi Sebastián Lelio, reżyser filmu „Rok tygrysa”, filmu otwarcia festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty
Rozmawiają Iwona Sobczyk, Paweł Świerczek
|
Moje NH
Strona archiwalna 12. edycji (2012 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl Nawigator
Lipiec 2012
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
|