Na ekrany wchodzi "Kieł" Yorgosa Lanthimosa - sztandarowy tytuł Nowej Greckiej Fali na świecie. Kulisy jego międzynarodowego sukcesu są niemniej ciekawe niż sam film. W Grecji od lat trwa konsekwentna przebudowa sceny filmowej, która pozwoliła dojść do głosu nowej formacji twórców.
"Kieł" pewnie nigdy by nie powstał, gdyby nie wydarzenia z końca lat osiemdziesiątych minionego wieku. Kilku uznanych greckich reżyserów postanowiło wówczas wyciągnąć pomocną dłoń do młodych filmowców i założyć w Grecji prestiżową szkołę filmową - taką, jaką ma każde szanujące się europejskie państwo. Długo nie potrafili jednak pogodzić swoich wyobrażeń o jej kształcie i proces postępował mozolnie. W międzyczasie, ludzie marzący o robieniu kina rozjechali się po szkołach w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Wrócili wykształceni, odważni, nieobarczeni narodowymi tradycjami filmowymi i świetnie zorientowani w nurtach współczesnego kina. W ostatnich latach ich filmy prezentowano na festiwalach w Cannes, Wenecji, Berlinie, Rotterdamie i Locarno, skąd nierzadko wyjechali z nagrodami. Największe triumfy świecił "Attenberg" Athiny Rachel Tsangari z nagrodzoną w Wenecji Ariane Labed w roli głównej oraz "Kieł", uhonorowany canneńską Un Certain Regard i nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. "Starsi filmowcy nie bardzo wiedzą co się dzieje, są zdezorientowani sytuacją" - przyznaje Venia Vergou, krytyk filmowa z Grecji od lat śledząca losy nowej formacji kina. "To dlatego, że ci młodzi reżyserzy odnieśli międzynarodowy sukces kompletnie bez udziału i wsparcia poprzedniego pokolenia". Bo, nawiasem mówiąc, greccy mistrzowie wciąż kłócą się o kształt szkoły filmowej, więc nie założyli jej do dziś.
Reformatorzy i artyści
W 2009 roku wściekłość sięgnęła zenitu. Ponad dwustu młodych greckich filmowców uformowało FOG ("Filmmakers of Greece"), grupę, za główny cel stawiającą sobie stworzenie przestrzeni dla nowego oddechu w skostniałej i coraz bardziej zacofanej kinematografii. Reformę obmyślano kompleksowo: chodziło zarówno o unowocześnienie systemu produkcyjnego, jak i otwarcie się kinematografii na nowy język kina, odwracający się od płytkich historii i prostolinijnych narracji. "Wiele z naszych ówczesnych celów dziś jest rzeczywistością" - mówi reżyser Dimitris Athanitis, jeden z pierwszych członków FOG-u. Po drodze, kinematografia przeżyła jednak kilka punktów zwrotnych, pierwszego doświadczając na festiwalu filmowym w Salonikach w 2009 roku. "To był krytyczny moment w pięćdziesięcioletniej tradycji tej imprezy. Młodzi filmowcy jednogłośnie zbojkotowali wydarzenie wycofując swoje filmy" - opowiada Petro Alexiou, obserwator greckiego kina. Bojkot miał nagłośnić problem bezproduktywnego wydawania pieniędzy w greckim przemyśle filmowym. Z rocznego budżetu kinematografii wysokości 20 milionów euro, na produkcję przeznaczano jedynie 3,5 miliona.
Za kolejnym zwrotem akcji także stali działacze FOG-u. Na miesiąc przed festiwalowym skandalem założyli Grecką Akademię Filmową. Jej kapitułę stworzyli filmowcy głównie młodego pokolenia, ale nie zabrakło między nimi legend greckiego kina m.in. Theo Angelopoulosa, Michaela Cacoyannisa i Constantina Costy-Gavrasa. Akademia wykreowała własne nagrody, przyznawane w uznaniu wartości artystycznej filmów i po raz pierwszy rozdała je w maju 2010 roku. Większość statuetek zdobył film Lathimosa. "To był główny argument za wystawieniem "Kła" do Oscara. Inaczej decydenci nigdy nie zgodziliby się wysunąć tak przewrotnego filmu jako greckiej kandydatury" - tłumaczy Athanitis.
Jednak wszystkie poprzednie wstrząsy były niczym wobec najważniejszego: reformy sposobu finansowania produkcji. Zeszły rok upłynął w Grecji pod znakiem gorącej dyskusji między filmowcami, instytucjami i związkami zawodowymi nad nową ustawą o kinematografii, którą ostatecznie przyjęto w grudniu. Wprowadziła ona m.in. obowiązkowy wkład finansowy telewizji w produkcję filmową oraz ulgi podatkowe dla koprodukcji. Ma również uzdrowić i unowocześnić działanie Greek Film Center, państwowej instytucji finansującej około 80-85 proc. rocznej produkcji filmowej w kraju.
Przez ostatnie dwadzieścia lat w Greek Film Center nie działo się najlepiej. Panował bałagan, korupcja i zupełne zamknięcie na debiutantów. Impuls do zmian przyniósł dopiero 2006 rok, gdy rządy objął Yorgos Papalios, producent m.in. "Podróży komediantów" Theo Angelopoulosa, największego sukcesu greckiego kina na świecie. Papalios podjął odważną walkę z konserwatywną mentalnością środowiska i nieuczciwymi układami. Przy najlepszych chęciach dysponował jednak niewielkimi funduszami, więc za naczelną zasadę przyjął wspieranie większej liczby filmów mniejszą ilością pieniędzy. Środki na pięć filmów dzielił między osiem. Ten ruch umożliwił zaistnienie nowych reżyserów i był jednocześnie popchnięciem kinematografii w stronę koprodukcji. Greckie kino otrzymało wyraźną orientację na świat. "Nie byłoby to możliwe gdyby ręka w rękę z młodymi reżyserskimi talentami nie szło nowe pokolenie producentów m.in. Maria Hatzakou ("Attenberg"), Maria Drandaki ("Homeland") czy Yorgos Tsourgiannis ("Kieł"). Oni wnieśli do naszego kina inne myślenie, zdecydowanie nastawione na światowego odbiorcę" - tłumaczy Syllas Tzoumerkas, autor "Homeland", pokazywanego w zeszłym roku na festiwalu w Wenecji. Angelos Frantzis, twórca "Wśród drzew" prezentowanego w Rotterdamie i na zeszłorocznej Erze Nowe Horyzonty, mówi, że w ostatnim roku najważniejsza zmiana zaszła w mentalności greckiego środowiska filmowego. "Teraz ludzie poważnie traktują projekty, które parę lat temu uznaliby za śmieci i wyrzucili do kosza. Dzięki międzynarodowym sukcesom zaakceptowano istnienie innego kina" - stwierdza.
Rodzina przyszłością kraju
Kino najdorodniej zakwita na zgliszczach a oczy filmowego świata zwracają się w kierunku krajów pulsujących politycznie - stara prawda potwierdziła się także w Grecji. "To chyba nie przypadek, że wypłynięcie Greckiej Nowej Fali zbiegło się z kryzysem w państwie" - mówi Athanitis. Venia Vergou dodaje, że wiele z tych filmów ma wymiar społeczny, odnosi się do bieżących nastrojów w kraju: gniewu, strachu, braku satysfakcji i poczucia wiecznego oszukania przez skorumpowany system. "Zawsze fascynowała mnie apatyczność i napinana do granic cierpliwość Greków. Teraz jesteśmy w stanie wybuchnąć przez najdrobniejszą rzecz, agresywnie reagujemy na siebie nawzajem. W swoim filmie staram się dotrzeć do esencji wulgarności, która, moim zdaniem, charakteryzuje współczesną Grecję" - mówi Yannis Economides, autor "Knifera" pokazywanego w Busan. Bohaterami jego filmu kieruje nieprzerwana potrzeba rozładowywania nienawiści, skumulowanej przez poczucie niesprawiedliwości, wykluczenia i biedy. Oni przestali już mieć nadzieję i jakiekolwiek perspektywy na przyszłość. Myślą tylko o tym, jak dać ujście swojej frustracji, gdzie uderzyć.